Z troską o siebie

Moja druga ciąża

MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ

Zawsze marzyłam o tym, żeby mieć dwójkę biegających po domu urwisów. Trudności z zajściem w pierwszą ciążę, rozczarowanie związane z pierwszym poronieniem, a następnie bardzo wyczerpujący pierwszy rok macierzyństwa sprawiały jednak, że pragnienie to odłożyłam na dalszy plan. Postanowiłam poświęcić ten czas synkowi, własnemu rozwojowi jogowo-duchowemu, realizacji planów związanych z otwarciem mini szkoły jogi dla dzieci i ich mam oraz radości z budowania wspólnie z mężem jego firmy. Szybko zauważyłam jednak, że coraz częściej myślę o powiększeniu rodziny. Cały czas czułam, że w naszym życiu brakuje jeszcze jednego elementu. Sama jestem jedynaczką i pamiętam jak w dzieciństwie zazdrościłam dzieciom z większych rodzin, które czy w domu, czy na wakacjach miały się z kim bawić i spędzać czas, a ja byłam zazwyczaj sama. Ponadto w tym przełomowym roku 2020 miałam skończyć 35 lat i obawiałam się, że jeśli historia się powtórzy to ponownie zostanę mamą koło 40, a tego nie chciałam. 

W styczniu, przygotowując się do ceremonii tworzenia mapy marzeń postawiłam przed sobą wiele pytań w których myślą przewodnią było: Czego naprawdę pragnie Twoja dusza? Przemedytowałam wiele wieczorów w intencji dotarcia do swojej prawdy, a w moim sercu coraz trwalsze stawały się przekonania o tym co jest w tej chwili dla mnie najważniejsze. Widziałam spełnioną kobietę. Rozwijającą się jogowo, czerpiącą wiedzę z doświadczeń znanych joginek i osobę która chce wspierać inne kobiety w ich drodze do odnalezienia piękna życia, w dotarciu do ich prawdziwej natury, kobiecości i delikatności. Widziałam uroczy, wiejski domek pod lasem, gdzie organizuję nazywane przez mojego męża „zlotami czarownic” spotkania jogowo-medytacyjne, maluję obrazy i plotę wianki. I w końcu ujrzałam samą siebie w ciąży, otoczoną miłością męża i synka, spokojną i szczęśliwą.

Po kilku dniach umieściłam to wszystko na mojej mapie, która podobnie jak wszystkie poprzednie zajęła miejsce na wewnętrznym skrzydle szafy w naszym mieszkaniu aby przypominać mi o wybranej drodze.

Nie było żadnego planu. Początku ani końca. Nie miało znaczenia co wydarzy się najpierw, a co pójźniej, najważniejsza była wiara w to, że wszystko w naszym życiu jest możliwe. 

Jedynym projektem jaki sobie założyłam było poszukiwanie domu… Nie mieliśmy wprawdzie żadnych środków na realizację mojego planu, uznałam jednak, że jeśli znajdę to jedno jedyne idealne miejsce to Wszechświat pomoże nam w dotarciu do drogi umożliwiającej nam jego zakup. Ponadto wiedziałam, że dom jest chyba jedyną rzeczą, która nie pojawi się znikąd przed naszymi oczami i trzeba trochę pobawić się z nim w chowanego. Już po kilku dniach zrozumiałam, że jest całkiem dobry w te klocki i znalezienie wyśnionego miejsca będzie chyba trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Swoją drogą mamy już sierpień, a ja nadal go nie znalazłam 🙂

Dwa miesiące po wysłaniu moich marzeń do świata przyszedł COVID-19, a wraz z nim totalna zmiana percepcji. Na bok odeszły wszystkie rozpoczęte projekty. Zrezygnowałam z prowadzenia zajęć jogi dla dzieci w przedszkolu i zajęć dla mam z niemowlakami, firma mojego męża niemalże stanęła, a zamknięcie przedszkola synka po „miesiącu wolności” (tyle Nataniel zdążył nacieszyć się zajęciami) ponownie uwięziło nas w domu. Z jednej strony bardzo cieszyłam się, że znowu będziemy mieli dużo czasu dla siebie, a z drugiej ogarniał mnie strach przed nową rzeczywistością, w której nie możemy wyjść na spacer, zakupy czy plac zabaw. I wtedy spełniło się pierwsze z moich mapowych marzeń. W miejscu autorytetów na 2020 rok wkleiłam m.in. Rachel Brathen znaną w świecie mediów społecznościowych jako YogaGirl. Od wielu miesięcy obserwowałam jej profil, czytałam posty i czasem proktykowałam z nią vinyasę jogę stanowiącą uzupełnienie do bardziej duchowej formy jaką jest praktykowana przeze mnie na co dzień kundalini joga. Drugiego dnia po zamknięciu przedszkola przeglądałam IG i natrafiłam na post, w którym to Rachel zapraszała na 30-dniowe wyzwanie z jogą i rozwojem osobistym, właśnie w związku z ogłoszeniem pandemii. Dzięki Niej odzyskałam spokój. Codzienne spotkania online, zadania, praktyki i medytacje sprawiły, że poczułam się jeszcze bardziej uziemiona, zrównoważona i szczęśliwa. Koronawirusowa panika nie miała żadnego wpływu na to co czułam i myślałam, a dzięki temu moi najbliżsi również pozostawali spokojni. Mój mąż nawet wykupił mi roczny dostęp do platformy YogaGirl i zawsze był chętny aby zająć się synkiem na czas mojej praktyki. 

W tym czasie kilka osób spytało mnie czy nie jestem w ciąży bowiem zaczęłam się zmieniać. Podobno promieniałam. Ja tłumaczyłam jednak z pełnym przekonaniem, że nawet jeśli bym chciała to raczej nie odważyłabym się z tymi koronawirusami zajść w ciążę, bo wiadomo, że teraz to ze wszystkim problem- z dostępem do lekarza, badaniami itd.

Nie minął miesiąc, a naszym oczom na teście ukazały się dwie kreski 🙂

Świat odczytał moje marzenie, zapamiętał i spełnił je w najmniej spodziewanym momencie dając nam radość z zostania rodzicami po raz drugi. Choć mój mąż sam kupił mi test oboje nie wierzyliśmy w zasadność jego wykonania. Miesiączka mogła tak naprawdę pojawić się w każdej chwili, bo akurat przypadał jej czas, a ja nie czułam nic co by mogło (jak przy pierwszej ciąży) zwiastować mój odmienny stan. Doświadczenie z pierwszą, obumarłą ciążą podpowiadało nam, aby nie cieszyć się na wyrost, ale tak naprawdę od samego początku czułam, że wszystko będzie dobrze, a USG w 7 tygodniu tylko potwierdziło nasze szczęście. 

Moc samospełniających się życzeń jest ogromna. To magia jaką niesie ze sobą życie przepełnione wiarą w sprzyjającą moc Wszechświata i brak oczekiwań. Marzenia nie spełniają się wtedy kiedy bardzo chcemy, aby się spełniły. One przychodzą do nas, kiedy uznają, że są zgodne z pragnieniami naszej duszy i chcą się urzeczywistnić.

Choć kolejne miesiące okazały się być dla mnie bardzo trudne (o czym pewnie opowiem w kolejnym wpisie) dziś czuję ogromną wdzięczność za drogę którą wskazuje mi los. Każdego dnia otwieram oczy przepełniona ufnością i miłością do świata wierząc, że to właśnie tu i teraz powinnam się znaleźć.

bobomandala

Witajcie Kochani!!! Mam na imię Ewa, mam 35 lat, cudownego męża (Łukasza) i synka (Nataniela), którzy akceptują i wspierają mnie w podążaniu drogą serca którą wybrałam. Pewnego dnia postanowiłam bowiem uwolnić się od wszystkiego co mi ciąży, zapomnieć o przeszłości, oczyścić się i zacząć od nowa. Punktem zwrotnym stała się śmierć mojej mamy, depresja i załamanie idealnego z pozoru związku, polączone z problemami z zajściem w ciąże. I wtedy wszechświat sprowadził mnie na moją pierwszą, świadomą lekcję jogi. Od tamtej pory praktykuję codziennie, medytuję, śpiewam mantry, a w swoim życiu i macierzyństwie kieruję się filozofią oraz płynącymi z jej lekcji doświadczeniami. Zdrowo się odżywiam, wcielam w życie ajurwedyjskie porady, zestrajam się z energią ziemii i słucham głosów płynących z głębi duszy. Ukończyłam kilka kursów instruktorskich i sprawiłam, że moje życie zawodowe zaczęło wypływać z mojej pasji. Prowadzę zajęcia jogi dla dzieci w przedszkolu, rodzin oraz świeżo upieczonych mam ze swoimi maleństwami. Dzielę się swą wiedzą, służę poradą i staram się wspierać wszystkie mamy, przypominając im jakimi są pięknymi, wartościowymi i niezwykłymi kobietami, a przez to sprawiając, że ich dzieci stają się bardziej spokojne i uśmiechnięte. Bo jak wszyscy wiemy szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Na moim Instagramie dzielę się wszystkim co mnie spotyka, moim życiem, przemyśleniami i pomocną dłonią ponieważ wiem, że czasem wystarczy jedno przeczytane gdzieś zdanie lub jakaś historia, aby zmienić perspektywę i zajrzeć w głąb siebie. A skoro już los sprowadził Cię na mojego bloga, chciałam Ci podziękować, że zostałaś na chwilę i zaprosić Cię do dołączenia do naszej społeczności. Pamiętaj, że jeśli jesteś kobietą, masz już bądź spodziewasz się dziecka, Ty również możesz być #jogomama.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back To Top